czwartek, 23 sierpnia 2012

Jak czasami "picuję" auta.

Dzisiaj małe fotostory. Żeby nie było, że samochodów nie picuję - znalazłem na komputerze zdjęcia Seata Cordoby. Kupiliśmy ten samochód kilka miesięcy temu. Auto stało ponad rok. Było tylko przepalane raz na jakiś czas. Stan wizualny - opłakany.

     Zdjęcie zrobione na podwórku u właściciela.

   Zdecydowałem się jechać nim osobiście po zakupie. Z racji tego, że cały układ wydechowy zdążył zniknąć w czasie "leżakowania", a przegląd techniczny był nieaktualny, pozostało tylko trzymać kciuki, żebym przez 50 kilometrów nie spotkał na swojej drodze żadnego radiowozu. Dojechałem bez utraty dowodu, ale z problemami ze słuchem. U mechanika Seat dostał cały nowy układ wydechowy (nie z ASO, tylko z ASMETU), nowe przewody zapłonowe NGK, nowe wtryskiwacze gazu, używaną sondę lambda, zrobiono z hamulcami. Przed przeglądem kupiłem jeszcze nowy halogen i reflektor. Auto było technicznie sprawne, ale nie  wyglądało...

   
Jak widać Seat miał wcześniej stłuczkę - nie pierwszą zresztą. Płakać się chciało, jak na niego patrzyłem. Budżet przeznaczony na to auto powoli się wyczerpywał i robiło się ciasno.


I jeszcze jedna strona - dla pełnego obrazu:


   Po powierzchownym umyciu karoserii i porządnym wypraniu wnętrza zamieściliśmy ogłoszenie o sprzedaży. Nie przejąłem się zbytnio wyglądem zewnętrznym - na dwóch pierwszych zdjęciach w linku cordoba po umyciu.

   Cena bardzo niska - dla porównania dodam, że kilkaset złotych taniej na Otomoto była taka Cordoba ze zmasakrowanym bokiem (widok z lotu ptaka - banan).
   Rozdzwoniły się telefony i każda rozmowa kończyła się natychmiast po moim stwierdzeniu, że samochód nie jest bezwypadkowy! Dodam, że auto wystawiałem około 40 procent taniej, niż egzemplarze typu "igła" (hehe, ależ ja lubię to określenie). Kilka osób przyszło popatrzeć, ale zaraz jak tylko wskazywałem gdzie samochód był malowany - każdy stwierdzał: "zadzwonimy do pana". Było też kilku moich ulubionych klientów, którzy wybrali sobie mnie i mój samochód jako jeden z przystanków na drodze do zmotoryzowania.
Jeden pan kilkakrotnie dzwonił z Lublina i upierał się, ze on chce to auto. Człowiek czasem wie intuicyjnie, że słuchacz go zupełnie nie rozumie i tak było w tym przypadku - pan chciał kupić swój wymarzony obraz "okazyjnej, taniej, ślicznej, krajowej, idealnej, zagazowanej, żółtej Cordoby". Nie docierało do niego, że okazje zdarzają się w marketach RTV i to w liczbie 1 sztuka na cały asortyment. W końcu zrobiłem mu zdjęcia "brzydkich miejsc" w bardzo dużym powiększeniu (sam bym się wystraszył, tak to wyglądało) i mój "telefoniczny przyjaciel" dał sobie spokój. Nawet mi nie podziękował za zaoszczędzenie mu czasu i pieniędzy za drogę!
   Ogłoszenie się skończyło, a smutny Seat stał dalej. I na dodatek kuna zdążyła mi przegryźć jeden z nowych przewodów zapłonowych!!! Że też wredne zwierze nie wybrało sobie auta sąsiadki, która parkuje na dwóch, czasem trzech miejscach, a na moje stwierdzenie żeby stawała inaczej wycharczała mi kiedyś: "spi***alaj"!!!
   Dojrzałem więc do decyzji, żeby zabrać się za ten nieszczęsny samochód i w końcu go sprzedać.


CIĄG DALSZY  -->   TUTAJ   <--

1 komentarz:

  1. Na sąsiadkę sposób jeden-zajmie za duzo miejsca- zaparkować dwa autka po bokach w odstępie 10cm. Nie wsiądzie, do pracy się przejdzie z buta. Może zrozumie aluzję, ale wątpię, raczej autka będą narażone na rewanż scyzorem po lakierze... ani tak, ani siak...

    OdpowiedzUsuń

Piszcie, komentujcie, krytykujcie! Główny Urząd Kontroli Publikacji i Widowisk czyta każdy komentarz i publikuje te, które nie godzą w podstawy socjalistycznego państwa ;-)