poniedziałek, 26 listopada 2012

Rodzaje kupców 9 oraz BX i Człowiek Zagadka

Rozdział 1
Dzwonię, bo muszę sformatować baterię




Zdjęcie bez większego związku z tekstem



   Witam Was. Dzisiaj napiszę w kilku zdaniach o typie klienta, który doskwiera mi szczególnie tej jesieni (wiem, że nie tylko ja mam z nim styczność. Kolega, nie handlarz, który sprzedaje swojego Scenica, ma podobnie). Robocza nazwa kupca -  "Dzwonię, bo mi minuty zostały". Na wstępie posłużę się przykładem. Dzwoni telefon, odbieram.
- Ja w sprawie "X", czy aktualne?
- Tak, oczywiście.
- Gdzie ją można zobaczyć?
- W Krakowie, na Osiedlu Zgnitej Podłogi.
-  Aha, a auto ma zimówki?
- Tak.
- A wymaga wkładu finansowego?
- Nie. Poza wkładem w zakup, ten samochód na obecną chwilę ma usunięte wszystkie usterki i jest całkowicie sprawny.
- A klima działa?
- Tak, była serwisowana w kwietniu.
- Aha... to jakby coś, będę jeszcze dzwonił.
   I oczywiście nie ma już  "jakbycosia". Po takiej rozmowie zastanawiam się, na czym poległem... Czy pan szukał auta bez zimówek i odpadło to, które je miało? Czy pan szukał samochodu wymagającego naprawy, bo nie może wytrzymać z żoną i musi mieć pretekst, żeby siedzieć całymi dniami w warsztacie? A może ten kwiecień nie odpowiadał? Ja też chyba nie kupiłbym czegoś, co miało odgrzybianą klimę w kwietniu... Sam nie wiem. Takich telefonów mam ostatnio dziesiątki. Już mi się nie chce nawet odbierać połączeń z numerów niezapisanych w książce telefonicznej. Rekordziści potrafią truć mi d#pę przez dwadzieścia minut i kiedy jestem już pewien, że zachęciłem do oglądnięcia i zakupu, słyszę sakramentalne - "zadzwonimy do pana". I nigdy nie dzwonią. Coś robię źle. Nieważne, czy mówię uczciwie o mankamentach, czy też rozmowa jest na temat auta całkowicie sprawnego, które większych wad nie posiada, kupiec "Dzwonię, bo mi minuty zostały" zabiera czas, po czym kończy rozmowę i zapewne wystukuje *101#, by sprawdzić, czy udało mu się wykorzystac już wszystkie zbywające minuty z kończącego się okresu rozliczeniowego, czy też powinien wybrać sobie jeszcze jakąś ofiarę, bo mu nie przejdą na nowy okres w "pleju". Tu rozmawiał o czarnym Seicento, ale teraz zadzwoni jeszcze do właściciela białego CLSa. A co tam! Przez tych kilka minut on czuje się jakby już jeździł autem z ogłoszenia, a sprzedający (w tym także ja, ha  ha ha) zaciera ręce i w głowie liczy już zarobione miliony.
   No cóż, taka już dola każdego sprzedawcy. Musi rozmawiać z wieloma ludźmi, którzy nie mają najmniejszego zamiaru kupować jego asortymentu, ale za to mają nieskończoną ilośc czasu...

Rozdział 2
BX i Człowiek Zagadka


   I jeszcze mała ciekawostka odnośnie Beiksa. Umówił się ze mną na oglądanie "Człowiek Zagadka". Przyjechał w nocy, obejrzał auto w garażu. Wady zewnętrzne - prawy bok z niefabrycznym lakierem i miejscami szpachlą, o grubości trzysta mikrometrów, poznał i zaakceptował. Na pytanie, czy zgodzę się pojechać za dwa dni na sprawdzenie auta w warsztacie - ochoczo odpowiedziałem, że bez najmniejszych obaw pojadę. Ów warsztat (znany w Krakowie) znajdował się oczywiście na drugim końcu miasta. Umówiliśmy się co do ceny (zszedłem w dół dużo). Przyjechałem więc w wyznaczonym terminie. Mechanik (chyba właściciel Znanego Warsztatu) wjechał na ścieżkę diagnostyczną ( tak waściwie, trochę obawiałem się, co zobaczymy pod spodem, ponieważ nawet tam nie zaglądałem). Na rolkach sprawdził najpierw  hamulec przedni, następnie wjechał tylną osią i nacisnął w pierwszej kolejności pedał hamulca zasadniczego, a nestępnie.... pociągnął z dźwignię ręcznego! Znany Mechanik ze Znanego Warsztatu stwierdził natychmiast, że BX nie ma wcale ręcznego! Umarłem... Poprosiłem go więc, by cofnął na rolki i zaciągnął ręczny, kiedy będą na nich koła przednie. Oczywiście Citroen aż wyskoczył ze stanowiska do sprawdzania hamulców. Nagle ręczny się nalazł, tyle że widocznie w nocy powędrował sobie do przodu... "Ekspert" udał oczywiście, że zapomniał jakie auto sprawdza. Amnezja trwała jeszcze przez moment, bo po teście amortyzatorów stwierdził, że niebawem trzeba będzie je wymienić ( tak, amortyzatory!), ponieważ mają około siedemdziesiąt procent sprawności. Mogłem go poprosić, żeby sprawdził, czy przypadkiem sprężyny nie są pęknięte - i pewnie poszedłby sprawdzać... Taki jakiś złośliwy jestem. Przecież nie każdy mechanik (i pewnie nawet diagnosta - to była też SKP) ma obowiązek wiedzieć, że:
- Citroen BX ma hamulec ręczny na osi przedniej
- Citroen BX posiada zawieszenie hydropneumatyczne, więc typowych amortyzatorów, choćby jak szukał, poza teleskopami tylnej klapy (może o nich mówił), tutaj nie znajdzie.
Ale do rzeczy - po wejściu do kanału zobaczyłem widok, którego nie powstydziłoby się niejedno auto kilkuletnie. Jak na dwadzieścia jeden lat - rewelacja. Do wymiany kwalifikowała się tylko jedna gumowa osłona przegubu i w najbliższej przyszłości - chłodnica wody (pociła się już - wiek jest tutaj usprawiedliwieniem). Reszta elementów i podłoga - bez zarzutu.
   Po sprawdzeniu, wyjechaliśmy na zewnątrz - kupujacy chciał "się przejechać". Stwierdził, że auto prowadzi się rewelacyjnie. Ogólnie był ze wszystkim na "tak". Znegocjował jeszcze dwieście złotych z ceny uprzednio znegocjowanej i zapewnił, że prześpi się z tematem i sfinalizujemy transakcję na drugi dzień.
   Człowiek Zagadka śpi do dzisiaj. Może to był przebrany niedźwiedź? W końcu mamy listopad...
W celu wyjaśnienia dodam, że na twarzy i w gestach "Znanego Mechanika" widziałem pełną aprobatę dla Beiksa, więc "ostudzenie" klienta raczej odpada, cena wynegocjowana została na taki pułap, że za podobną kwotę "chodzą" różnokolorowe Beiksy, którymi na pierwszą, drugą i dziesiątą przejażdżkę można zabrać się tylko do warsztatu.
   Nie wiem sam... Człowiek Zagadka.
   Wiem natomiast, że straciłem trzy godziny i przejechałem trzydzieści kilometrów - na marne. Kolejny klient, chcący sprawdzić jakiekolwiek auto, będzie się mógł spotkac ze mna w warsztacie, w promieniu dwóch kilometrów od miejsca postoju mojego samochodu. Nie pojadę nigdzie i już!
Pozdrawiam Was wszystkich! ;-)

wtorek, 6 listopada 2012

Kupiłem Beiksa!

Cudo!



   Witam Was po kilkudniowej przerwie. Niestety, tak jak już wcześniej pisałem - przez jakiś czas częstotliwość wpisów bedzie mniejsza. Przyczyna jest prosta - brakuje mi czasu. W "poczekalni" stoi od kilku tygodni Ibiza, którą chciałbym dokończyć i wystawić do sprzedania, ale jak dotąd stoi... I czeka... Do połowy zmatowiona papierem ściernym, trochę pooklejana taśmą, zakurzona... Czeka też Seicento, z wiecznym akumulatorem (po 8 tygodniach postoju na zewnątrz, kręci jak nowy!). Aż się sąsiedzi zaczęli martwić, czy wszystko u mnie w porządku. W międzyczasie znalazłem chwilkę, by kupić ciekawe auto. Ten samochód, to Citroen BX. Oczywiście nie nabyłem go z myślą o pozostawieniu dla siebie. Po umyciu i odkurzeniu pójdzie "do ludzi". Nawet nie trzeba go picować - istna "perełka"! Samochód ma dwadzieśia jeden lat, a wygląda lepiej, niż niejeden "kilkulatek". BX posiada, jak wielu zapewne wie - zawieszenie hydropneumatyczne, z czterema nastawami wysokości:
-pierwsza pozycja  - "nie pojadę, bo szuram"
-druga pozycja - do "spokojnego lansu pod cmentarzem" (tak, oczywiście - we Wszystkich Świętych było to moje "auto do kościoła". Wszyscy napotkani "ciekawi świata" znajomi mieli o czym później gadać przy kotlecie i rosole - patrzyli na mnie  z litością i współczuciem - pewnie już wiedzą, że kryzys i bieda dopadły i mnie).
-trzecia pozycja - "żaden krawężnik i klomb nie da mi rady"
-czwarta pozycja - "żona nie doskoczy do klamki"
   Oczywiście pierwszą czynnością, którą chciałem zrobić już po zakupie, było pociągnięcie "wajchy" od zawieszenia na pozycję czwartą (kiedy kupowałem auto, padał śnieg i nie chciało mi się nic sprawdzać  - zobaczyłem tylko, że jest w jednym kawałku, zapłaciłem i pojechałem). W obawie przed katastrofa ekologiczną - wyjechałem z bruku, pociągnąłem za gustowną dźwignię (wystający z tunelu środkowego pręt) i o dziwo... nic nie wybuchło! Auto podniosło się na taką wysokosc, że mógłbym spokojnie wymieniać spalone żarówki w latarniach.
  Tak więc Beiks działa jak należy, wygląda pięknie i bardzo mnie cieszy. Po co kupiłem taki skansen? Chyba dlatego, że oglądałem kilka tygodni temu na TVN Turbo program z udziałem Citroena BX i pomyslałem sobie, że chciałbym takim autem pojeździć. W końcu handel autami pozwala mi realizować swoje marzenia z dzieciństwa (dużo różnych aut i przed każdym wyjazdem mogę się zastanawiać, którym pojadę teraz). Co prawda mojemu Citroenowi BX 1.6, do GTI trochę brakuje, ale spoiler z tyłu ma...

Jestem prawie GTI ;-)

   A  najbardziej cieszą mnie spojrzenia i zachwyt tej części społeczeństwa, dla której dwudziestoletni samochód, tak zachowany, nie jest wyznacznikiem kryzysu i utraty pracy. Są ludzie (mniejszość niestety), którzy potrafią dojrzeć w posiadaczu Beiksa kogoś, kto fascynuje się motoryzacją. Jeżdżę dumny, bo przez kilka dni  moja nowa "fura" usłyszała więcej komplementów, niż wszystkie dotychczasowe auta razem wzięte :-) Sąsiad z ADHD stwierdził, że poprzedni właściciel stracił dwadzieścia lat życia na dbanie o to auto, a kiedy uszkodził przedni zderzak, "siadła mu psychika" i się powiesił...
A tu chyba nikt nie jeździł...

   Tak więc chciałem Wam powiedzieć, że żyję, teksty nowe będą, tylko trochę rzadziej. Jak już sie "odrobię" z zaległości, będę miał trochę więcej czasu na napisanie sensownego posta. Myslę, że maszynowe tworzenie tekstów, byle coś napisać, nie jest dobrym pomysłem i po kilku "gniotach", napisanych "na odczepnego" (choć nie twierdzę, że poprzednie posty były merytorycznymi i literackimi dziełami), przestalibyście tu zaglądać.
   Tekst dzisiejszy nie jest ogloszeniem sprzedaży (czasem ktos mógłby tak go odebrać). Zamierzeniem moim jest pochwalić się Szanownym Czytelnikom, jakim pięknym samochodem ostatnio  się "lansuję":-) i potwierdzić, że żyję!

Pozdrawiam Was serdecznie i zapraszam! Zaglądajcie.